36
autor: Adam36
DLA ANDRZEJA
Początki mojej kariery łowieckiej polowałem wtedy w kole ,,Ostoja'' ...a mieszkałem na terenie Ośrodka Hodowli Zwierzyny przy Stadninie Koni w XXX....byłe PGR kierownikiem i moim nestorem łowiectwa był Andrzej.
Wspaniały człowiek i myśliwy...od najmłodszych lat zabierał mnie na polowania i zaszczepił łowiectwo na dobre zaraził tą nieuleczalna choroba.....i chwała mu za to....wprowadził mnie do kola pomógł duchowo na egzaminie dal pierwsze odstrzały....tam był dla mnie raj.....las malutki zaledwie 900 ha ....ale za to pola i remizy....i mnóstwo ptactwa....wszelkiego rodzaju.....i nikt na ptaki nie polował.
Pierwszą moja strzelba była dubeltówka kal. 16...piękna stara, używana lekka, a bila jak się patrzy....
Tak wiec po kolejnej nieudanej zasiadce na dziki....Andrzej zaproponował mi poranne polowanie na ...grzywacze....od razu się zgodziłem nigdy wcześniej nie polowałem na te ptaki .Nawet Andrzej nie chwalił się ze poluje na gołębie .Ze mną w każdym razie nigdy nie polował a towarzyszyłem mu na wszystkich prawie polowaniach na dziki ,jelenie ,daniele ,kozły ,kaczki wszystko co było w naszych stronach dostępne.....ale na gołębie nigdy...kiedyś strzelił przypadkiem jednego...na kaczkach....mam go do dziś wypchanego...podarował mi go ......wiec około 5 rano mamy wyjść na śródpolne remizy w okolice wsi Rozkochów rano pogoda piękna jak na początek września....bez wiatru....polujemy z podchodu czyli podchodzimy cicho do remizy ..i jak są grzywacze...to lejemy .hehhe
W pierwszej były dwa...jednego spudłowałem .a drugiego dogoniła wiązka śrutu mojego towarzysza......bach...i kupa pierza breneka sypnął .pomyślałem....pytam co sie stało. a on ..nic ...one tak mają. jak dobrze trafisz .to masz od razu oskubanego...hehhe
mama ma mniej roboty.......odparł z uśmiechem....
Podchodzimy do kolejnej.....i wprost na mnie zrywają sie dwa .....bach, bach.....i dublecik.... brawo słyszę .Ale z ciebie kowboj....hihihi
Wtedy w remizie cos zakotłowało.....i miedzy nami wyskakuje wataha dzików...widzę jak Andrzej łamie boka i zmienia naboje...i po chwili .bach ,bach...dwa dziki leża....Boże a ja nawet brenek nie zabrałem......dziki wypatroszyliśmy szybko i powiesiliśmy na gałęzi , miały ok. 30 kg......i poszliśmy dalej .Andrzej dał mi dwie breneki na wszelki wypadek....bo remiz było jeszcze 5..i coraz bliżej lasu...a i w kolo pełno kukurydzy......przy następnej ...nie było gołębi......w dwóch następnych tez nie...był za to lis...który pomacany moja piątka[nr śrutu] ....wiał z podkuloną kita.....gdzie pieprz rośnie a dokładnie kukurydza.
Zostały nam dwie remizy.....
Już z daleka widziałem jak kilka gołębi przelatuje z jednej do drugiej ,było ich tam dużo......zmiana planów......Andrzej zajdzie je od strony lasu i pogoni n mnie......
tak też zrobiliśmy, znalazłem gęstą kępę....i stanąłem .widziałem doskonale jak kolega idzie po woli pogwizdujac......i widzę jak dwa gołębie lecą wprost na mnie., puściłem je za siebie...i bach...jednym strzałem dwa....tak blisko siebie leciały kilka następnych oderwało sie od remizy i leciało na mnie...bach, bach kolejne dwa na ziemi....bach, bach słysze boka kolegi...i następne kilka sztuk ....leci na mnie bach pudło bach spadł....bach....bach.......cisza i znowu bach, bach.......i dublecik....widzę jak Andrzej spuszcza kolejne dwa ptaki.....i koniec....ale czekam jeszcze ..kilka sztuk krąży wysoko nad remiza jakby nie wiedziały gdzie lecieć.........w końcu jeden wybrał kierunek na mnie.....i po chwili juz leżał kolo ,,kolegów'' na ziemi...bach, bach.....dublecik Andzeja...i koniec...Zbieramy ptaki...ja mam 7 Andrzej 9........tylko stąd ......z jednej remizy....pięknie......
Poszliśmy po auto i pojechaliśmy po dziki.....po drodze ułożyliśmy doskonały pomysł....widocznie grzywacze nocują w tej remizie...wiec można wieczorem stanąć miedzy lasem a nią i spróbować......Postanowione.
Andrzej podwiózł mnie wieczorem na ścianę lasu a sam pojechał dalej na druga stronę....Usiąść na byka.......umówiliśmy się że będzie tu o 22.
.Zabrałem kilka brenek i lunetkę do mojej siejki a może dzik będzie.....i z kocem pod pacha poszedłem w kierunku remizy.....Usiadłem jakieś dwadzieścia metrów od remizy, pięknie ciepło ,cicho.....w oddali widzę znikający samochód kolegi...Darz Bór pomyślałem.....zapaliłem papierosa.....załadowaną siejke położyłem na kolanach...i spoglądam na powoli zachodzące słońce ,nagle za plecami łopot skrzydeł i Gru , Gru , Gru .Grzywacz ?????..podleciał od strony pól...widzę go dobrze jak się kreci na gałęzi bach...i juz leci na dół po chwili widzę dwa następne lecące wprost na mnie...bach ,bach i dublecik
Do wieczora upolowałem 19 gołębi...kolega strzelał ładnego byka .....i mu poszedł wiec przerwałem swoje polowanie aby mu pomóc szukać .Byka doszliśmy......a na gołębie poluje do dziś ,lecz nigdy do tej pory nie strzeliłem jednego dnia więcej niż dziesięć .wystarczy ,wiem.....ale to były inne czasy i pełno było w polu drobnej zwierzyny...nie co teraz...Niema już OHZ ,niema już grzywaczy i Andrzej już nie poluje .Samo życie niestety.
Jeśli kiedyś usłyszycie dość głośne Gru ,Gru …i zobaczycie ptaka kręcącego się nerwowo na gałęzi….i stojącego nieopodal starszego pana z siwą bródką i w zielonym kapeluszu przyglądającego się bacznie ptaszynie…..Dajcie znać bo to może być mój Przyjaciel…….którego szukam od dawna…. TO MOŻE BYĆ ANDRZEJ……..ŻYCIE TROSZKĘ POTRAKTOWAŁO GO NIE TAK.POROSTU ZAWALIŁO MU SIĘ NA GŁOWĘ
DARZ BÓR
P.S .Andrzej w 2007 roku jesienią po ogromnych problemach zdrowotnych i rodzinnych,kiedy to życie zawaliło mu sie na głowę zniknął bez wieści. Znaleziono Go na dworcu Warszawie 2009 roku ,Boże jaki ten świat jest okrutny……Teraz mu już chyba dobrze,……DARZ BÓR……Przyjacielu udanych łowów w pięknej krainie wiecznych łowów….kiedyś jeszcze zapolujemy razem…musisz tylko poczekać……..TWÓJ PRZYJACIEL I UCZEŃ .......ADAM
ANTONI
Słonki ,słoneczki, ale mi was brakuje .niema chyba bardziej romantycznego polowania niż polowania na słonki na ciągu według mnie kto słonki na ciągu nie strzelił...nie powinien nazywać Sie myśliwym...hehhe....ostro co....ale taka prawda.....ja strasznie tęsknie za tymi polowaniami...kiedy to w ciepły kwietniowy wieczór ,siedzisz sobie wśród olsów ,oczywiście głowa w kierunku zachodzącego słońca, siedzisz i rozmyślasz ,o wszystkim ,zastanawiasz się co będzie kiedyś ,wspominasz co było.....i czekasz ...czekasz na cos co sprawia ze serce myśliwego zaczyna bić szybciej ,a palce zaciskają się na zimnych lufach ukochanej siejki.....
Mam takie miejsce ..właśnie w pobliżu ,,bagna'' ..gdzie nawet teraz kiedy słonka znikła z naszego kalendarza....znaczy sie nie znikła ...została ...przeniesiona...na jesień.....można polować z pieskiem...ale powiem wam ze to nie to samo ,próbowałem....
Ale wróćmy do tamtych wiosennych polowań na ciągu...
Kto raz stanął na leśnej drodze w oczekiwaniu na tę długodziobą czarodziejkę wiosennego lasu .ten na zawsze będzie juz jej zaślubiony........Tak mawiał juz nie żyjący emerytowany gajowy z,, bagna’’ ,pan Antoni.
strzeliłem na ciągu kilka słonek...może 5...może 7...nie pamiętam ,powie ktoś niby takie piękne a nie pamięta...ehhehe....właśnie......bo to zupełnie inne polowanie...bo ,,przyjemność polowania ,kończy się w momencie oddania strzału'' Tu nie chodzi zupełnie o pozyskania ogromnej ilości mięsa....tylko o odpoczynek na łonie natury i przy okazji realizowanie gospodarki łowieckiej.....choć słonka ,raczej nie jest znaczącym gatunkiem łownym....
Na pierwsze polowanie zaprosił mnie właśnie Antoni...spotkaliśmy się kolo bagna około godziny 16...dużo za wcześnie ,ale oto chodziło wybraliśmy sobie stanowisko .Za siedzenie posłużyła nam zwalona wiatrem stara brzoza....usiedliśmy ....Antoni zapalił papierosa...oczywiście mojego....wyrywając filtr i zaczął znowu skarżyć się na panią Krysie....żonę....ze to mu juz papierosów palić nie daje....gorzałki tez....wnet Adasiu ,,Marysię’’ mi na złom odda....Antoni miał w zwyczaju nazywać przedmioty pierwszego użytku imionami......a bron...to dla niego...była zaraz po Żonie....jak była w pobliżu...tak mówił...a jak jej nie było....to przed ...przed...ehheh .bardzo lubiłem tego staruszka...wiele mnie nauczył ,nauczył mnie czytania lasu.....i zaraził ,,bagnem''
Sztucer natomiast nosił imię Alfred...hehhe......do dziś słyszę jeszcze jak po niego wpadałem na wspólne zasiadki.....Krysiu....dawaj Alfreda......i stawiaj wodę...myj słoiki...hehehh..
zaraz z Adasiem ci tu kupę mięsa zwleczemy......zobaczysz.....
Nasze wyjazdy zazwyczaj kończyły Sie tak ,że to ja cos strzelałem....Antoś
jak miał dzika....to za maleńki...Krysia ma większe garnki......jak łanie albo kozę......to znowu ze ....palec mu się nie zgina do mamusiek..........Ja wiedziałem ze on cieszy sie jednak z tego że jest ,jest ,poluje,...on przepolował cale swoje życie...i na rozkładzie miał wiele medalowych odyńców trochę byków...i setki kozłów......
Kiedyś siedzieliśmy ..na ściernisku kukurydzy i na Antka wysypała sie watacha dzików.......i zaczęła buchtować mu pod wysiadką......patrzę na to całe wydarzenie...i cieszę oko w oczekiwaniu na strzał......juz nawet obstawiliśmy z Szymonem...którego to Antoni za chwilę powali ze swojego Alfreda.....patrzymy tak i czekamy w napięciu aż tu nagle widzimy jak staruszek rzuca w watache swoim gumiakiem.....po chwili drugim.....watacha rozprysła się momentalnie......my w śmiech...Antek cos tam jeszcze pokrzykuje.....po polowaniu...hehhe....idziemy do niego ,juz złazi bosy z wysiadki....pytamy powstrzymując śmiech co sie stalo...???????????????...
A..nic...co sie miało stać...odpowiada Antoś....te cholery chciały mnie wywalić z ta ambona...a na dodatek....ja ,,se wzil.’..nie te naboje.......oj maja szczęście świńskie pomioty.....i wyciąga z kieszeni dwie breneki...hehheh. Taki to był staruszek....przy mnie ...przez 6 lat naszej przyjaźni ,strzelił jednego kozła i lisa....który ścigał koźlaka.
Miejsca jakie mi pokazał ,rady jakie dał zamieniłem w niejeden sukces łowiecki..
Niestety w październiku 2008 roku Antoni odszedł do Krainy Wiecznych Łowów .Cicho i nagle ,nawet nie z darzyłem śie z nim pożegnać .Ale tak naprawdę jest on ciągle w moim sercu i tam na Bagnie…siedzi sobie na zwalonej sosnie i czeka na mnie….
Kilka miesięcy po nim odeszła też pani Krysia..... Ona zawsze mówiła ze ...,,przecie on se sam nigdzie nie poradzi...to taka niezguła...'' Pewnie SA tam teraz razem ,pewnie ANTOŚ nosi jej wielkie kupy mięsa...a ona zaprawia to w słoiki....i karmi tymi rarytasami anioły........
DARZ BÓR PRZYJACIELU
.....
P.S Na tamtym pierwszym polowaniu z Antkiem ,nie strzeliłem słonki ,bo wyczułem ze strzałem przekreślę sobie początek prawdziwej przyjaźni a wiele mnie kosztowało powstrzymanie sie od tego....miałem 20 lat....myśliwym byłem od kilku miesięcy...Wiec wiecie......pasja ,pasja ,i jeszcze raz pasja......Moja Kochaną Żonkę ,też zamiast do kawiarni ,czy na zabawę ,na pierwsza randkę zabrałem ...do lasu....na słonki...i powiem wam w sekrecie...ze wtedy własnie chyba zdobyłem jej serce.....Do dziś zastanawiam się czy Ona ..pokochała ...las...czy mnie.????...Przy niej raz tylko strzeliłem....Ptak spadł .....Podbiegła ...podniosła{aporter}..hehe......Wzięła do rączki i powiedziała ..,,..JAKAŚ TY ŚLICZNA PTASZYNO.’’...i to była moja ostatnia słonka.....Choć chodziłem prawie codziennie...składałem się ,prowadziłem...ale kiedy przyszło mi zgiąć palec...zawsze słyszałem Iwonę ,,jakaś ty śliczna ptaszyno’....I za cholerę nie mogłem zgiąć tego palca....i dobrze .Dziękuje Ci Iwona…..
Jeśli macie możliwość....to stańcie w kwietniu w pobliżu olszowego mokrego lasu a na pewno ja zobaczycie ja,lub usłyszycie jej ,psiep ,psiep........kwork ,kwork. A na pewno was zaczaruje...ta czarodziejka wiosennego lasu.
DARZ BÓR
DLA CIEBIE ANTOŚ………I TWOJEJ WSPANIALEJ ŻONY KRYSTYNY….spijcie sobie w spokoju………….Świat bez was nie jest już taki sam