Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

17
posluchaj king......pisze to dla siebie...ot tak bez zamiaru publikacji...wiec .....wiem jak sie pisze Sikorski........ale nie o to mi chodzi widze ze lepiej dac sobie spokuj.....wiesz ,ja tego niemusze wogole spisywac......bo mam to w sercu.......a widocznie niewiesz co sie robi bo 10 godzinach jazdy ciezarowka....a przerwy masz tylko 9....wiec niewymadrzaj sie ...niechcesz to poprostu tego nieczytaj.......tyle........chcialem sie poprostu podzielic z wami ,moimi wspomnieniami,i zycze kazdemu podobnych...i rownie barwnych,choc niektore polowania niestety u nas sa juz zabronione....np;ciagi slonek......[.DAŻ BOR.].....HEHEE.lowczy widziales ten napis na dzwiach ambony w arlamowie.........i jego tlumaczenie....POPROSTU ZABRAKLO MI MIEJSCA ,NA SKOBELKU......Niech kniej szumi mu wiecznie.............. :( :( :( :(

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

18
duszek36 pisze:posluchaj king......pisze to dla siebie...ot tak bez zamiaru publikacji...wiec .....wiem jak sie pisze Sikorski........ale nie o to mi chodzi widze ze lepiej dac sobie spokuj.....wiesz ,ja tego niemusze wogole spisywac......bo mam to w sercu.......a widocznie niewiesz co sie robi bo 10 godzinach jazdy ciezarowka....a przerwy masz tylko 9....wiec niewymadrzaj sie ...niechcesz to poprostu tego nieczytaj.......tyle........chcialem sie poprostu podzielic z wami ,moimi wspomnieniami,i zycze kazdemu podobnych...i rownie barwnych,choc niektore polowania niestety u nas sa juz zabronione....np;ciagi slonek......[.DAŻ BOR.].....HEHEE.lowczy widziales ten napis na dzwiach ambony w arlamowie.........i jego tlumaczenie....POPROSTU ZABRAKLO MI MIEJSCA ,NA SKOBELKU......Niech kniej szumi mu wiecznie.............. :( :( :( :(
duszek jak napisałem wcześniej jest wolność słowa i nie przejmuj się tym co inni piszą , to ma się Tobie podobać bo to są twoje przeżycia, nikt i nic ich nie może zmienić, mogą jedynie komentować i zazdrości ;]
Jeżeli jest 12 komentarzy pozytywnych i 2 -3 inne takie ,że wytykają błędy to powiedz czym się przejmować?!
Kilkanaście lat temu w szkołach panowały inne zasady w języku polskim , nie mówiło się poszedłem czy było napisane. Każdy język jest jeszcze udoskonalany i każdy człowiek żyje w swoim czasie z swoimi zasadami.
YouTube: youtube.com/thehunterpolska

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

19
ŁOŚ.......

Po kilkunastu sezonach łowieckich nazbieralem wreszcie kase na wyjazd swoich marzen,na polowanie do Szwecji....moj znajomy Marek polowal tam juz kilka razy wiec pomogl mi w pozalatwianiu wszystkich wymaganych dokumentow.....a wiec 14 wrzesnia 2004 r stanolem na Szwedzkiej ziemi z sztucerem w reku ..i odstrzalami na dwa losie byki,jedna klepe,dwa łoszaki...dziki,sarny ..oraz pardwy.Niebede tu opisywal calej drogi zwiazanej z zalatwianiem dokumentow,oraz podroza...znalazlem sie w miejscowosc i jokoping..w siedzibie tamtejszego klubu łowieckiego,gdzie poistruowano mnie w jezyku polskim gdzie mam sie udac i do kogo zglosic....udalem sie we wskazane miejsce...i zakwaterowalem sie wpieknym domku .i otrzymalem mape terenu na ktorym przez dwa nastepne tygodnie mialem polowac
gospodarz byl bardzo mily i zaproponowal mi wyjazd do lowiska od razu tego samego dnia..jak mialem odmowic.do lasu pojechalismy terenowka ,ktora pamietala chyba druga wojne swiatowa...ale jechala co bylo wazne i siedzialo sie wniej bardzo wygodnie.
Oprocz mnie jensa..jechaly jeszce z nami dwie lajki...ulozone do polowan na losie
selekcja w szwecji na terenach prywatnych jest tak ze ..strzela sie takie byki......jakie wyjda....i tyle
mozna sobie odmowic strzalu i czekac na cos innego..ale po co
ledwo wjechalismy do lasu ..i juz pochwili miedzy rachitycznymi sosnami ujrzelismy klepe z dwoma loszakami....jens zatrzymal auto,i kazal mi strzelac loszaka ,na swoj odstrzal..na kuchnie,wiec chetnie skozystalem z jego propozycji,łos to łos......hehehheeh
wiec nieczekajac zbyt dlugo wysiadlem z samochodu i.....poprostu
oparlem sie o maske samochodu zlapalem w lunete mniejszego loszaka i bach
lezy...patrze na jensa..a on zadziwiony troszke ,pyta dlaczego ten akurat...powiedzialem mu ze byl slabszy...to mi powiedzial ze teraz to mam go sam jesc..heheh
oczywiscie byl to zart,jens polowal juz z polakami nieraz ,i troszke znal nasz model lowiectwa i selekcje,powiedzial mi ze on osobiscie nawet na tego loszaka by nie spojrzal..hehe..wypatroszyl loszaka szybko i wprawnie i powiesilismy go na galezi ....po czym ruszylismy dalej..podrodze rozmawiajac po niemiecku..o polowaniach,psach..i oczywiscie łosiach.....kiedy dojechalismy do rozleglej halizny ..jens pokazal mi oddalona o jakies 500 m ambone i kazal mi tam isc ..i siedziec z otwrtymi oczyma...on tu pomnie wroci za jakies 3 godziny
doszlem w koncu do ambony..byla niczzego sobie..duza przestronna i byl z niej doskonaly widok
usiadlem zapalilem papierosa,i czekalem ..sam niewiedzialem na co..ale czekalem
otoczenie piękne..sosny..wrzosy....ptaszki spiewaja jakos inaczej...poprostu pieknie ....po jakis 15 min....z lewej na halizne wychodzi sarna..koza....taka zwykla jak u nas..zaczela spokojnie zerowac oddalajac sie odemnie,po chwili...........
za plecami uslyszalem odglos zlamanej galazki..i szuranie
co to?takiego dzwieku nieslyszalem jeszce nigdy..pewnie łos.....a za chwilke zobaczylem go...piekny dostojny w bialych podkolanowkach...ale na glowie marnota ...cienki badylarz
napewno stary...i juz popatrzylem na sztucer..ale doszlo do mnie ze przecierz nie po taki wieszak na szaliki tu przyjechalem..łos ..karmil ma dusze ,swoim widokiem,lazil mi pod ambona kilkadziesiat minut...i swierdzilem ze niejest za bardzo plochliwy gdyz wypalilem nawet przy nim papierosa..stuknolem lornetka kilka razy..a ten nic,pasl sie jak..krowa..robilo sie juz szaro kiedy na przeciwko ambony zobaczylem drugiego łosia szedl wprost na mnie...lornetka do oczu...klepa..sama ..bez łoszaka...stara..koscista
wiec siegnolem po bron....i kiedy dała mi bok,poslalem jej kule....nawet nieprzyspieszyla....szla dalej ale golym okiem zobaczylem na jej boku powiekszajaca sie ciemna plame..wiec dostala...po kilkunastu krokacha..stanela..i przednie kopyta ..rozjechaly sie jej jak na lodzie..i klepa upadla z loskotem
byka juz dawno oczywiscie niebylo.....wiec odrazu podbieglem do niej ..dalem ostatni kes...i juz mialem lapac za telefon...by dzwonic po jensa..kiedy w oddali zobaczylem swiatla samochodu...juz po mnie jechal
Jens pochwalil mnie ze strzelilem te klepe..on ja znal....kilka lat juz chodzila sam...ale zaden miejscowy nie chcial jej strzelic...bo za chuda...heheh
wiec mnie tu specjalnie wysadzil..wiedzac ze moja natura selekcjonera i hodowcy,jak to okreslil...niepusci jej stad bez strzalu...drań.....podstepny...heheh..ale nic
wypatroszylismy klepe...i zaladowalismy na specjalny wieszak z tylu samochodu..gdzie byl juz nasz loszak ..i koziol szostaczek..ktorego Jens gdzies tam podrodze strzelil...i wrocilismy do domu
Po kolacji na ktora oczywiscie byla watrobka z cebulka z Łosia..mniam.Myslalem ze wczesnie rano pojedziemy do lasu..lecz nie Jens kazal mi sie wyspac i kolo 9 zawiezie mnie do lasu na caly dzien...jak chce i zostawi
ok.u nich tak sie poluje
rano wstalem oczywiscie o 5 ..bo spac niemoglem wiec poszedlem na spacer do ..lasu...piekny ten las ,switem,ten zapach,i roznorodnosc kolorow wrzosow..skalki...i te ptaki...spiewaly jak najete...u nas we wrzesniu .....niema tylu spiewakow.Na kwatere wrocilem kolo siodmej
Jens juz mi szykowal żarelko na caly dzien ...pogadalismy chwile i przestawil mi plan dnia...wiec wywiezie mnie na podobna halizne jak wczoraj....bede mial do dyspozycji 5 ambon...i mam tam polowac do wieczora....strzelac co wyjdzie.....i jakbym mogl patroszone sztuki...jakos zabezpieczyc....przed krukami i zaparzeniem.
Halizna byla ogromna....ambony oddalone od siebie jakies 2-3 km..ale widoczne z daleka.
Jens pomogl mi zaniesc wszystko na pierwsa ambone i zaproponowal mi zebym zrobil sobie tu ..magazyn..heheh
wreczyl mi tez dubeltoke i paczke naboi nr 2 ...to na pardwy..czasem sie tu kreca...strzel mi kilka na kolacje odrzekl zatrzaskujac dzwi pojazdu...Zostalem sam....
Sam na sam z Szwedzkim lasem..i wszystkim co sie w nim kryło.
niebardzo wiedzialem co robic..wiec zjadlem kanapke....i wypilem ...piwko...bezalkocholowe,oczywiscie.........po sniadaniu mistrzow ..wziolem strzelbe Jensa...i postanowilem poszukac tych pardw..ale jak bez psa....Niebylbym soba gdybym choc nie sprobowal...a co sprubujemy...i tu bylem milo zaskoczony bo juz po chwili...kilka patakow z furkotem poderwalo mi się spod nog...oczywiscie po dwoch nerwowych strzalach...uszly calo..heheh
pudla jak byyk....wiec sa.....fajnie, zeby tylko jeszce trafic.....
jak troszke ochlonolem juz bardziej uwaznie ruszylem do nastepnej kepy wysokich wrzosow....i niepomylilem sie....tylko doszlem na kilka krokow do kepy a juz dwie pardwy z furkotem sie z niej podniosly...by po klasycznym dubleci upasc na mech.....kilkanascie metrow dalej...brawo...sam sobie gratuluje...i ide do patakow..piekne...szare z bialymi skrzydlami...pewnie koguty..choc pojecia nie mialem....pierszy raz na oczy widze pardwy
..zwiedzilem jeszce kilak takich kep..i z 7 pardwami na sznurku...bo skad troki.....wrocilem na ambone....powiesilem ptaki w zacienionym miejscu...i postanowilem troszke odpoczac....powinienem chyba przeniesc sie na dalsza ambone ...zdeptalem tu wszystko..wiec nic juz niewyjedzie....byla 13.....kiedy kolejne piwko zrobilo pst....kiedy nagle zobczylem wychodzace trzy losie ..tam gdzie jeszce 20 minut temu wojowalem z pardwami..szok...spokojnie wychodzi sobie zwierz....dwie klepy i jeden szpicak.....postanowilem strzelac klepe....byly odemnie jakies 150 m..wiec troszke daleko....ale szly powoli w moja strone...w sumie mam czas..no nie
kiedy zblizyly sie na jakies 50 m....strzelilem do pierwszej...i potezna rakieta..i lezy
na oko jakies 200kg.....piekna...do wieczora strzlilem jeszce dzika ok 50kg.....i dwie kozy....mialem dwa byki ,ale oba slabe
nastepnego dnia niepojechalismy wogole do lasu bo lalo....przez kilka dni......zostalo mi jeszcze tylko trzy dni polowania..a narozkladzie mialem juz dwie klepy ,loszaka,dzika i dwie kozy...zostal jeden loszak...no i byki.....
popoludniu deszcz ustal ..wiec Jens zawiozl mnie na taka bardzo szeroka droge wystawil krzeslo i kazal tu siedziec.....w kolo bylo mnostwo tropow losi..wiec miejsce dobre,po deszczu zrobila sie cudna pogoda...siedzialem na tym taborecie na skaraju szerokiej zrywkowej drogi..szerokiej jak nasza austostrada..i niewim czy nie mniej dziurawa,a moze nawet lepsza ..hehehh
siedzialem tak i myslalem o naszych polskich drogach i lasach....z zamyslu wyrwalo mnie lamanie w mlodniku ..coś szlo i to dosc szybko...coś dużego...bardzo dużego......odrazu odbezpieczylem bron..gdyż ze sluchu wiedzialem ze zwierz ..co kolwiek to jest a mniemamlem ze ..łos..wyjdzie praktycznie prosto na mnie
...klka metrow przed droga lamanie ustalo....i wtedy go zobaczylem..stal i wietrzyl...ogromny byk..łopatacz...stal jakies dwadziescia metrow przedemna..ale czesciowo zaslanialy go galezie....szukam go nerwowo w lunecie ..i wreszcie jest..mam mala wizurke..komora..i bach....byk zrywa sie i wali prosto na mnie....odruchowo odskoczylem za drzewo...byk niczym rakieta przeszedl przez droge..zabierajac ..ze soba kszeslo Jensa....uf...a co by bylo gdybym tam siedzil....teraz po czasie zdaje sobie dopiero z tego sprawe.....niezdazylem oczywiscie strzelic drugi raz ...bo jak.....ale po chwili cisza powiedziala mi ze niemusialem.......odczekalem jakies dziesiec minut a strasznie dlugie byly to minuty..oj strasznie...i postanowilem wejsc i sprawdzic ..co z moim bykiem.....na drodze wyrazny slad byka..i farba ....duzo farby......niedobrze pomyslalem.....duzo farby mało miesa...heheh..jak mowi przyslowie............
ale moje obawy rozwialy sie juz po kilku krokach kiedy to zobaczylem jakies 80 m przed soba na mchu lezacego łosia..usilujacego podniesc glowe....ktora sciagala niewidzialna sila smierci...co chwilke opadal mu na mech......widzialem w zyciu wiele ..ale ten widok ..byl chyba najpiekniejszy w zyciu......podbieglem cicho do byka ...i przerwalem jego zmagania strzalem w kark......byk...byl mój....
mój pierwszy byk..łos......piekny lopatacz z piecioma pasynkami na prawej łopacie i i siedmoioma na lewej......kapitalny.....
z wrazenia niemialem sily go patroszyc wiec poszedlem na droge ..by poczekac na Jensa..............
Jens jak zwykle jak duch pojawil sie na drodze......zatrzymal samochod,wysiadl...popatrzyl na mnie.....i powiedzial...a wiec masz byka ..polak..i usmiechnol sie....mam powiedzialem..mam...
niebede juz pisal co sie dzialo potem....wiadomo patroszenie ,transport...i swietowanie.......
drugiego byka strzelilem..tez u Jensa...ale rok puzniej ..w 2005r...na dwudniowym polowaniau zbiorowym na poczatku listopada.....ale to juz inna historia kiedys wam moze opowiem..........Adam..............DARZ BÓR

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

21
Kolego pieknie piszesz a bledy to tylko widzo ci co nie znaja sie na lowiectwie ,mozna kaleczyc jezyk polski ale to nie o to chodzi wazna jest tresc i to co przezyles ,a twoje wspomnienia i przezycia to jest cos wspanialego co tylko prawdziwi mysliwi moga to zrozumiec. Kolego myśliwy bardzo proszę podziel się swoimi wspomnieniami , bo to co piszesz to jest to co każdy myśliwy chciał by przeżyć . Pozdrawiam Darz Bór .
Obrazek

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

23
koledzy opowiem wam historie z polowaniem na wilki .Krótki w step poluje od 26 lat mam 44lata 2 psy posokowce bawarskie jestem z wykszta. lesnik. Majac 9 lat strzelilem 1 dzika,moj tata byl lowczym wojewodzkim,z tej okazji bylem w Warszawie z okazji 50 lecia PZL Tam poznałem pana Janusza Sikorskiego (j. anusz) czytałem jego opowiadania i byłem zafascynowany jego przygodami ,moje marzenie to było zapolowac razem z CHrobakiem i j. S .To marzenie się spełniło . Któregoś dnia zadzwonił tel. ...To pan Janusz zaprosil mnie na polowanie do Wincetego Chrobaka na polowanie na wilka..Byłem w 7 niebie ..pojechałem razem z moim przyjacielem J.B .Pan Wincenty przywitał nas jak starych znajomych ,to był wspanialy człowiek.Po obiedzie jaki nam przygotowała pani Chrobakowa pojechaliśmy w teren ,kierowca był Michał ,najlepszy jakiego widziałem . Jadac przez bezdroża Bieszczad słuchałem opowieści Wicka gdzie co i kiedy ktoś co strzelił. Ja tylko pytałem się gdzie kol.Sikorski strzelił wilka Wicek wymijał sie od odpowiedzi ale w końcu wskazał mi ambone 40 ha , usiadłem tam ....była godz. 15..miałem tam byc do 7 rano . od pani Chrobakowej dostałem 2 termosy 1 z kawa 2 z herbata no i pare kanapek.....jestem ..poluje na wilki ...kurne ...wszedzie widze wilka...Maciej uspokój sie ...cisza ..to nie to co u nas pociag ,samolot ,elektrownia ..tu jest ..cisza błoga cisza ..jest 20 .przyszły jelenie ...chmara byków no bo to listopad....o jest ładny 16 stary 11 12 lat jak na moje oko ,no tak nie mam odstrzału ale byka to u siebie strzele ..ja poluje na WILKI 22 kurne chce mi się siku (kawa) no w słoik,..23 i znowu siku słoik pełny ...jest butelka ale ciemno ..jak tu trafić...się ..udalo ...nagle ..byki wstają ..co jest??? .....i słysze piekne wycie WILKÓW .....to dla myśliwego jest tak jak dla melomana muzyka CHOPINA .....TO JEST COĆ CUDOWNEGO..........24 cos sie dzieje ...lis ...nie za duży ..czyżby ..Wilk????????? nie to nie możliwe w 1 noc ?...i nagle cisza ..nic nie ma ..kurne to chyba był Wilk??..zawabiłem uha ula .......odezwał się ....jest na necisku ...Maciej tylko powoli .............7 rano jest Michal i Wincenty "tak to u nas nie było nigdy żeby w 1 noc ktoś wilka popadł'.. ...RANO WYKUPIŁEM GÓRNA PUŁKĘ DELIKATESÓW(MONOPOLOWY).........DZIEKUJE PANIE WINCENTY.....................



Mam jesze jedno przeżycie z polowaniem na wilki.Mój przyjaciel J.B z którym łączy mnie bardzo wiele przygód ,każdy z was ma kogoś takiego (swojego przyjaciela).Bylismy w Bieszczadach jakos w grudniu u Wincentego w Czarnej Dolnej,mielismy odstrzały na wilki.jelenie (byki ) dziki.Z naszej miejscowości Konin jechało się ok.6 godz.Na miejscu pan Wincenty jak zwykle barwnie opowiadał o wilkach i niedzwiedziu którego spotyka przy ambonie na 'Jodle' ,po sytm posiłku przygotowanym przez panią Chrobak udaliśmy się razem Michałem na polowanie.Jadąc ciągnikiem po 2,3 km. zaczęła robić mi się rewolucja w żołądku (dziczyzna),po drodze widzieliśmy bardzo świeże tropy i ślady niedzwidzia.Ja usidłem na 40 hektarach,tam sa ambony ocieplane i bardzo wysoko .....a mnie bardzo bolał żołądek

(jak chcesz strzelić wilka to nie wolno zostawiać żadnych śladów ....miałem do dyspozycji 2 sloiki...było trudno ....ale sie udalo...) Byliśmy umówieni że przyjdę po niego o 24 .Janusz bardzo bal sie nidzwiedzia .Na moim nęcisku przyszły jelenie ,była całkowita cisza ,ok 22 na necisku nagle pojawił sie rys,był piekny ....i nie wiem do dzisiaj (miałem odstrzał)..dlaczego nie strzeliłem..nie wiem ...dostałem za to porządne zje........Chrobak do swojej smierci opwiadal że był tu taki' ziojak co to nie stseloł do rysia' -o 24 zszedłem z ambony i poszedłem po kolege .podchodze pod ambone.....wolam .Janusz to ja złaz ...cisza....cisza...wchodze po drabinie łapie za drzwi i próbuje otworzyć....a tu nic ....ktoś trzyma ....Janusz to ja otwieraj ...nic cisza ...no myśle coś sie stalo i dalej w te drzwi łomocze .....i nic cisza ..nagle z sąsiedniego drzewa ktoś sie odzywa Maciej to ty ..no ja a ty co tam robisz??????????? okazało się że był niedzwiedz u niego na necisku i próbował wejść na ambone ,a Janusz ze strachu przeszedl z takiego malego okienka które jest na ambonie na sasiednia jodle . Na drugi dzien próbowałem powtórzyć ten wyczyn razem z nim mimo wielkiej chęci nie udalo sie.STRACH MA WIELKIE OCZY.
Obrazek

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

26
Wspanial przygoda,.nic dodac,nic ujać.........poprostu ....Posokowce.....moja druga milosc.......jestem szczesliwym przyjacielem.posokowca hanowerskiego...tak nie wlascicielem..tylko przyjacielem......moja suka ma 8 lat i jest niesamowita...poluje ze mna na wszystko....jezdzila w trasy..juz jej niemecze,zostaje z synem,ktorego nieodstepuje na krok.....jak mnie niema.......niebede tu pisal o jej wyczynach...bo zycze kazdemu zeby mial w domu posokowca bezrobotnego....wiesz o co chodzi..hehehheh......jako ciekawostke tylko powiem ze ...siedzi mi zawsze pod ambona...i nigdy nic mi niesploszyla...a dziki strzelalem przy niej na 15 m od wysiadki.....heheheh......poprosty nawar czy hanower.....dla mnie niema lepszych i madrzejszych psow..........Jimmy...mam wiele wspomnien.....sa rozne....ale dla mnie najcenniejsze na swiecie...bo moje.....niewszytkie sa spisane....chodz z bledami...ale sa.....niewiem na stare lata....mimo bledow....napewno sobie je przezytam.....i wspomne.....jak Bog pozwoli............niespolowalem nigdy na wilki ani rysie ...widzialem kilka razy....ale niepolowalem....moze kiedys jak nazbieram kasy ...to wezme zonke...i pojade do rosji na wilki....chociaz narazie zbieram na gluszce i cietrzewie...i jak starczy sil ..pojade wiosna na Bialorus......heheheheh.......TERKA...moze staraj sie mniej celowac w te bazanty....poprostu strzelaj z przyzutu choc niewiem czy da sie tak na kompie...heheheheh....ja na strzelnicy do zutkow jak zaczynam mierzyc.....same pudla....hehhehehehhehe......Łosie byly moim marzeniem,i tylko upór...i samozaparcie pozwolilo mi je spelnic...wiec pamietajcie.......nierezygnujcie nigdy z marzen...chodzbyscie mieli na spelnienie czekac ...dlugo...wierzcie mi ze warto .......wspomnienia,emocje........jest zaplata za te lata planow,i marzen.......darz bór

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

28
MYŁKUS


Każdy z nas na pewno widział albo ma na swojej scianie parostki Myłkusa.
Na mojej scianie te kozły mają szczególne miejsce.Przez 15 lat mojej przygody ze strzelbą troszkę tych rodzynków nazbierałem co zawdzięczam swojej pasji i uporowi…
Zapadłem na ,,myłkusice szaloną’’dawno temu pewnego majowego ranka kiedy to wśród krzaków nad rzeką Osobłogą wypatrzyłem koziołka ..z jednym parostkiem na dodatek dziwnie powykręcanym i grubym…..po strzale okazalo się ze był i drugi parostek…tyle że krótki płasko przylegający do głowy rogacza,cudowny mylkus..pierwszy i chyba najbardziej oryginalny ze wszystkich które strzelilem….a strzeliłem ich aż….albo tylko 12 sztuk…..na 38 strzelonych rogaczy…..wiele razy tropilem i oglądałem po kilka ladnych rogaczy dziennie…i nie strzelałem,szukalem myłkusow…zawsze gdzies są..tylko trzeba ich poszukac.
…Wstałem około godziny 3 rano…wieczorem miałem już wszystko przygotowane…spakowany plecak,kanapki itp..Najciszej jak mogłem zrobiłem sobie kawkę, którą wypiłem na studni przed domem wsłuchując się w śpiew słowika który darł się w niebogłosy jak by go cos dusiło..Okolo 4 wsiadlem na rowerek i ruszyłem nad rzekę oddalona od mojego domu jakieś 5 km….Jechałem powoli nasłuchując odgłosów budzącej się ze snu przyrody..ciepłe powietrze owiewało mi twarz a w głowie kołatały się różne myśli głównie te związane z kozłami ,hehe…Miałem już na swoim koncie kilka rogaczy,ale wiecie jak to jest,zawsze jak ide czy jade na polowanie czuje się jak by był to pierwszy raz…..Dojechalem do mostu na,,AMERYKANIE’’nazwa wziela się z tąd iż ponoc kiedyś w tym miejscu znaleziono w rzece zwłoki żołnierza w amerykańskim mundurze….jest nawet mały stalowy krzyż,…ponoć postawili go tu jacyś ludzie zaraz po wojnie…Schowałem mój rowerek pod mostem…i ruszyłem wzdłuż rzeki w kierunku wsi Rzepce…Osloboga to mala rzeczułka wpadajaca do Odry w Krapkowicach.Tereny te zawsze mnie fascynowały.Rzeczka dzika i zarośnieta,pełno krzaków,trzciny..istna dzicz…często polowałem tu na kaczki czy pizmaki których było tu zatrzęsienie….Jest tam też kilka remiz śródpolnych w których były sarny i dziki ,oczywiście z przewagą saren
Kiedy tak sobie maszerowałem wzdłuż rzeki z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie kozła..robiło się już jasno wiec od razu przykucnolem w trawie…i zaczełem wypatrywać drania który swoim szczekaniem ogłaszał wszystkim mieszkańcom tej zielonej krainy moje przybycie,w złych zamiarach…..Przed soba zobaczyłem sylwetkę sarny…lornetka do oczu,jednak koza…powoli ruszam dalej przytulając się bardziej do trzcin,staram się jak mogę,aż tu nagle….KWA..KWA..KWA.. z głośnym chlupotem wody zrywa się do lotu kilka krzyżówek…w kozę jakby coś wstąpiło..zerwała się do galopu jak oparzona…i tyle ja widziałem .Pogroziłem w myślach kaczuszkom,,,,Oj spotkamy się tu w Sierpniu,to sobie pogadamy…heheheh…wyszedłem z ukrycia ,bo niema już przed kim się chować ,ale jednak powoli i ostrożnie udałem się w kierunku jednej z remiz…cały czas jednak idąc wzdłuż rzeki, i wtedy zobaczyłem na drugim brzegu w trzcinach rudą plamę ….Kucnołem błyskawicznie.Lornetka do oczu,…niestety nie widzę łba…tylko tusze i cewki[nogi]
Dzieli nas niecałe 20 m…..Kubuś już w gotowości bojowej,serce jak zwykle chce mi wyskoczyć…emocje sięgają zenitu…wreszcie tajemniczy zwierz bez głowy rusza się powoli ,pokazujac mi że wcale nie jest jakimś wybrykiem natury,i posiada głowę,nawet bardzo ciekawą…z dodatkiem..hehehhe….w postaci cienkich szpiców…..uff..alarm odwołany….szpicak..Koziołek jakby wyczuł sprawę że jest nietykalny ,bezczelnie spoglądając spod uzbrojonego łba..kroczył dumnie wzdłuż rzeki po przeciwnej stronie patrząc na mnie dziwnie…Wydawało mi się nawet że jakoś tak z politowaniem.Pewnie myśli sobie teraz,;,ech ty głupia dwu nożna istoto..przecież dzieli nas rzeka..i co mi zrobisz..heheh…..nie dość ze masz tylko dwie nogi,to jeszcze do pasa jesteś mokry jak szczur….ehhhh…ludzie ludzie…’’Pogroziłem mu tylko w myślach…..ponieważ jak będzie się tak zachowywał to marny jego los,następny sezon może być dla niego ostatnim…..Rozbawiony cala sytuacja postanowiłem skorzystać z mojej podręcznej spiżarni i co nieco wszamać….tak tez z wielka ochota uczyniłem..
Po śniadanku z nowymi siłami ruszyłem dalej….Wiecie co mnie najbardziej fascynuje w przyrodzie ; ten moment który własnie nastąpił;……Słonko gdy wychodzi i zmierza na swoje miejsce na niebie…..i wszystko wtedy milknie ,nie śpiewają ptaki,nie Graja świerszcze,zdaje się ze nawet trawa czy drzewa przestają na chwilkę szumieć ,by przywitać wstający nowy dzień,....to jest coś tak pięknego i ruszającego ludzka dusze że właśnie dla takich chwil…warto wstawać rano……człowiek czuje się wtedy tak błogo, …integruje się z tym wszystkim co go otacza po kilku takich przeżyciach zaczyna szanować Matkę Nature,i kochać ją bezgranicznie….
Dzień był cudny…Nawet nie wiecie ile człowiekowi samotnie maszerującemu gdzieś wśród krzaków nad rzeka, człowiekowi z otwarta głowa i sercem takie chwile potrafią dać szczęścia i energii na walkę z szarą rzeczywistością która w końcu i tak go dopadnie.Prędzej czy później.Idąc tak i rozmyślając doszedłem do zakola .Zawsze było tu dużo kaczek,dziś jednak nie było nic….Usiadłem na skarpie.szczerze mówiąc nie chciało mi się dalej iść.Postanowiłem odpocząć i zebrać troszkę rozbiegane myśli,byłem już na wysokości wsi Kornica skąd dobiegały już odgłosy porannych prac gospodarskich,szczekanie piesków,pianie kogutów,kwik kotletów..hehee
Kubuś [mój sztucerek]grzecznie leżał na trawce,wygrzewając na słoneczku swoje wszystkie metalowe części heheh…mój staruszek,a daje mi czasem tyle radości i emocji…pogłaskałem go po wysłużonej kolbie.Ta błoga atmosfera udzieliła się i mnie,
Położyłem się na miękkiej i pachnącej trawce i zasnełem…. Spałem dwie godziny..…pozbierałem się i ruszyłem w drogę powrotną do mojego rowerka.
Byłem już niedaleko mostu kiedy zobaczyłem na drugiej stronie rzeki znajomą rudą plamę
wraca ważniak..postanowiłem obejrzeć jeszcze raz jego imponujący oręż jego dumę hehehe.Kucnołem tak z przyzwyczajenia,lornetka do oczu i……….zdębiałem..To nie on to stary cap a na dodatek z jednym parostkiem.Z emocji Az mi lornetka zaparowała.Rogacz wszedł w krzaki…chyba mnie nawet nie zauważył,oby…..
Najciszej jak moglem załadowałem Kubusia..i wtuliłem się bardziej w trzciny.Kozioł stał w gąszczu,widziałem go lecz bardzo słabo.jest szansa jak nie zmieni kierunku…i pójdzie dalej,wzdłuż rzeki.Siedziałem po turecku w trawie skąd wystawała mi tylko głowa..krzak się poruszył….i rogacz wyszedł na łąkę….już przez lunetę obejrzałem jeszcze raz jego łeb….jedna tyka,dziwna wykręcona ,gruba i czarna….myłkus….
Powoli zjechałem krzyżem po karku i kiedy cap się na chwile zatrzymał strzeliłem.
Padł w ogniu….był mój.Do mostu miałem jakieś 300m,pokonałem ta odległość biegiem..hehe…podskakując po drodze jak baletnica ze szczęścia…heheh widział kto z was baletnice co wazy ponad sto kilo..hehehheheheheh
Na miejscu otrzymałem od św.Huberta jeszcze jeden prezent…a mianowicie druga tykę.
Która była skierowana wzdłuż pyska..w kierunku nosa..dlatego jej nie widziałem,była plaska,nieoperlona i porośnięta scypułem[sierść porastająca poroże przed wytarciem]
Miała jakieś 10 cm,Pierwszy myłkus…..I TAK TO SIĘ ZACZEŁO…….
Od tamtej pory szukam myłkusów ,nie chcę Szostaków..nawet medalowych,jak bym miał wybierać miedzy złotym kozłem a myłkusem..na pewno strzelił bym do myłkusa.

DARZ BOR………..


Tutaj pozwoliłem sobie skopiować taki oto artkół


Wraz z upływem lat, kozły nasadzają coraz mocniejsze poroże, przy czym rzadko odbywa się to poprzez zwiększanie liczby odnóg, najczęściej zwiększeniu ulega masa parostków, i wysokość, uperlenie, wielkość róży. Po osiągnięciu pełnej dojrzałości, kozły podobnie jak jelenie byki zaczynają się uwsteczniać, czyli nasadzać coraz słabsze poroże. Raz jeszcze należy podkreślić, iż ilość odnóg na parostkach nie oznacza wieku zwierzęcia. U sarny, bardzo często występują nieprawidłowości i anomalia w wyglądzie poroża. Mamy więc doczynienia nie tylko z brakiem odnóg na tyce czyli tzw szydlarzami, ale także z wielotykowcami, myłkusami z fantazyjnie powykręcanymi parostakmi często utrudniającymi żerowanie, perukarzami-parostki tworzą dość dużą kostną narośl, której rogacz nie zrzuca jak normalnego poroża, pokrytą przez cały czas scypułem. Powodem powstawania tych wad, mogą być uszkodzenia jąder, mechaniczne uszkodzenia parostków w fazie budowania poroża, czy wreszcie wady dziedziczne. Do bardzo rzadkich przypadków należy nasadzanie niewielkiego poroża przez stare, niepłodne kozy.

W dzisiejszych czasach, do najgroźniejszych wrogów saren, należy zaliczyć wałęsające się, kłusujące psy, które są szczególnie niebezpieczne dla koźląt. Drugim poważnym zagrożeniem są maszyny rolnicze: kosiarki i kombajny. Hodowane w niewoli sarny-kozy przyzwyczajają się do człowieka i oswajają z nim, natomiast kozły, ze względu na silnie rozwinięty terytorializm, sprawiaja wiele kłopotów, są niezależne, a w okresie rui nawet niebezpieczne dla człowieka z uwagi na poroże. Sarna na wolności żyje około 15 lat.

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

29
Duszek, muszę Ci powiedzieć, że Twoje teksty są rewelacyjne! Miałem wyskoczyć na LP na jakiegoś WT, ale jak się natknąłem na ten wątek, to przeczytałem cały od deski do deski. Powinieneś zrobić z tego jakąś książkę ze zbiorem opowiadań - szczerze powiem, że kupiłbym ją od razu. W ogóle na rynku brakuje takich rzeczy. Czasem szukam po necie jakichś fajnych książek o tematyce myśliwskiej i naprawdę jest ich jak na lekarstwo, a jak już coś się trafi, to bardziej jak instrukcja obsługi niż jak coś co czyta się z zapartym tchem. Powiem jedno - rewelacja! Pisz dalej, będę bacznie obserwował ten temat.

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dyskusja”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

cron