Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

36
DLA ANDRZEJA

Początki mojej kariery łowieckiej polowałem wtedy w kole ,,Ostoja'' ...a mieszkałem na terenie Ośrodka Hodowli Zwierzyny przy Stadninie Koni w XXX....byłe PGR kierownikiem i moim nestorem łowiectwa był Andrzej.
Wspaniały człowiek i myśliwy...od najmłodszych lat zabierał mnie na polowania i zaszczepił łowiectwo na dobre zaraził tą nieuleczalna choroba.....i chwała mu za to....wprowadził mnie do kola pomógł duchowo na egzaminie dal pierwsze odstrzały....tam był dla mnie raj.....las malutki zaledwie 900 ha ....ale za to pola i remizy....i mnóstwo ptactwa....wszelkiego rodzaju.....i nikt na ptaki nie polował.
Pierwszą moja strzelba była dubeltówka kal. 16...piękna stara, używana lekka, a bila jak się patrzy....
Tak wiec po kolejnej nieudanej zasiadce na dziki....Andrzej zaproponował mi poranne polowanie na ...grzywacze....od razu się zgodziłem nigdy wcześniej nie polowałem na te ptaki .Nawet Andrzej nie chwalił się ze poluje na gołębie .Ze mną w każdym razie nigdy nie polował a towarzyszyłem mu na wszystkich prawie polowaniach na dziki ,jelenie ,daniele ,kozły ,kaczki wszystko co było w naszych stronach dostępne.....ale na gołębie nigdy...kiedyś strzelił przypadkiem jednego...na kaczkach....mam go do dziś wypchanego...podarował mi go ......wiec około 5 rano mamy wyjść na śródpolne remizy w okolice wsi Rozkochów rano pogoda piękna jak na początek września....bez wiatru....polujemy z podchodu czyli podchodzimy cicho do remizy ..i jak są grzywacze...to lejemy .hehhe
W pierwszej były dwa...jednego spudłowałem .a drugiego dogoniła wiązka śrutu mojego towarzysza......bach...i kupa pierza breneka sypnął .pomyślałem....pytam co sie stało. a on ..nic ...one tak mają. jak dobrze trafisz .to masz od razu oskubanego...hehhe
mama ma mniej roboty.......odparł z uśmiechem....
Podchodzimy do kolejnej.....i wprost na mnie zrywają sie dwa .....bach, bach.....i dublecik.... brawo słyszę .Ale z ciebie kowboj....hihihi
Wtedy w remizie cos zakotłowało.....i miedzy nami wyskakuje wataha dzików...widzę jak Andrzej łamie boka i zmienia naboje...i po chwili .bach ,bach...dwa dziki leża....Boże a ja nawet brenek nie zabrałem......dziki wypatroszyliśmy szybko i powiesiliśmy na gałęzi , miały ok. 30 kg......i poszliśmy dalej .Andrzej dał mi dwie breneki na wszelki wypadek....bo remiz było jeszcze 5..i coraz bliżej lasu...a i w kolo pełno kukurydzy......przy następnej ...nie było gołębi......w dwóch następnych tez nie...był za to lis...który pomacany moja piątka[nr śrutu] ....wiał z podkuloną kita.....gdzie pieprz rośnie a dokładnie kukurydza.
Zostały nam dwie remizy.....
Już z daleka widziałem jak kilka gołębi przelatuje z jednej do drugiej ,było ich tam dużo......zmiana planów......Andrzej zajdzie je od strony lasu i pogoni n mnie......
tak też zrobiliśmy, znalazłem gęstą kępę....i stanąłem .widziałem doskonale jak kolega idzie po woli pogwizdujac......i widzę jak dwa gołębie lecą wprost na mnie., puściłem je za siebie...i bach...jednym strzałem dwa....tak blisko siebie leciały kilka następnych oderwało sie od remizy i leciało na mnie...bach, bach kolejne dwa na ziemi....bach, bach słysze boka kolegi...i następne kilka sztuk ....leci na mnie bach pudło bach spadł....bach....bach.......cisza i znowu bach, bach.......i dublecik....widzę jak Andrzej spuszcza kolejne dwa ptaki.....i koniec....ale czekam jeszcze ..kilka sztuk krąży wysoko nad remiza jakby nie wiedziały gdzie lecieć.........w końcu jeden wybrał kierunek na mnie.....i po chwili juz leżał kolo ,,kolegów'' na ziemi...bach, bach.....dublecik Andzeja...i koniec...Zbieramy ptaki...ja mam 7 Andrzej 9........tylko stąd ......z jednej remizy....pięknie......
Poszliśmy po auto i pojechaliśmy po dziki.....po drodze ułożyliśmy doskonały pomysł....widocznie grzywacze nocują w tej remizie...wiec można wieczorem stanąć miedzy lasem a nią i spróbować......Postanowione.
Andrzej podwiózł mnie wieczorem na ścianę lasu a sam pojechał dalej na druga stronę....Usiąść na byka.......umówiliśmy się że będzie tu o 22.
.Zabrałem kilka brenek i lunetkę do mojej siejki a może dzik będzie.....i z kocem pod pacha poszedłem w kierunku remizy.....Usiadłem jakieś dwadzieścia metrów od remizy, pięknie ciepło ,cicho.....w oddali widzę znikający samochód kolegi...Darz Bór pomyślałem.....zapaliłem papierosa.....załadowaną siejke położyłem na kolanach...i spoglądam na powoli zachodzące słońce ,nagle za plecami łopot skrzydeł i Gru , Gru , Gru .Grzywacz ?????..podleciał od strony pól...widzę go dobrze jak się kreci na gałęzi bach...i juz leci na dół po chwili widzę dwa następne lecące wprost na mnie...bach ,bach i dublecik
Do wieczora upolowałem 19 gołębi...kolega strzelał ładnego byka .....i mu poszedł wiec przerwałem swoje polowanie aby mu pomóc szukać .Byka doszliśmy......a na gołębie poluje do dziś ,lecz nigdy do tej pory nie strzeliłem jednego dnia więcej niż dziesięć .wystarczy ,wiem.....ale to były inne czasy i pełno było w polu drobnej zwierzyny...nie co teraz...Niema już OHZ ,niema już grzywaczy i Andrzej już nie poluje .Samo życie niestety.
Jeśli kiedyś usłyszycie dość głośne Gru ,Gru …i zobaczycie ptaka kręcącego się nerwowo na gałęzi….i stojącego nieopodal starszego pana z siwą bródką i w zielonym kapeluszu przyglądającego się bacznie ptaszynie…..Dajcie znać bo to może być mój Przyjaciel…….którego szukam od dawna…. TO MOŻE BYĆ ANDRZEJ……..ŻYCIE TROSZKĘ POTRAKTOWAŁO GO NIE TAK.POROSTU ZAWALIŁO MU SIĘ NA GŁOWĘ


DARZ BÓR

P.S .Andrzej w 2007 roku jesienią po ogromnych problemach zdrowotnych i rodzinnych,kiedy to życie zawaliło mu sie na głowę zniknął bez wieści. Znaleziono Go na dworcu Warszawie 2009 roku ,Boże jaki ten świat jest okrutny……Teraz mu już chyba dobrze,……DARZ BÓR……Przyjacielu udanych łowów w pięknej krainie wiecznych łowów….kiedyś jeszcze zapolujemy razem…musisz tylko poczekać……..TWÓJ PRZYJACIEL I UCZEŃ .......ADAM



ANTONI

Słonki ,słoneczki, ale mi was brakuje .niema chyba bardziej romantycznego polowania niż polowania na słonki na ciągu według mnie kto słonki na ciągu nie strzelił...nie powinien nazywać Sie myśliwym...hehhe....ostro co....ale taka prawda.....ja strasznie tęsknie za tymi polowaniami...kiedy to w ciepły kwietniowy wieczór ,siedzisz sobie wśród olsów ,oczywiście głowa w kierunku zachodzącego słońca, siedzisz i rozmyślasz ,o wszystkim ,zastanawiasz się co będzie kiedyś ,wspominasz co było.....i czekasz ...czekasz na cos co sprawia ze serce myśliwego zaczyna bić szybciej ,a palce zaciskają się na zimnych lufach ukochanej siejki.....
Mam takie miejsce ..właśnie w pobliżu ,,bagna'' ..gdzie nawet teraz kiedy słonka znikła z naszego kalendarza....znaczy sie nie znikła ...została ...przeniesiona...na jesień.....można polować z pieskiem...ale powiem wam ze to nie to samo ,próbowałem....
Ale wróćmy do tamtych wiosennych polowań na ciągu...
Kto raz stanął na leśnej drodze w oczekiwaniu na tę długodziobą czarodziejkę wiosennego lasu .ten na zawsze będzie juz jej zaślubiony........Tak mawiał juz nie żyjący emerytowany gajowy z,, bagna’’ ,pan Antoni.
strzeliłem na ciągu kilka słonek...może 5...może 7...nie pamiętam ,powie ktoś niby takie piękne a nie pamięta...ehhehe....właśnie......bo to zupełnie inne polowanie...bo ,,przyjemność polowania ,kończy się w momencie oddania strzału'' Tu nie chodzi zupełnie o pozyskania ogromnej ilości mięsa....tylko o odpoczynek na łonie natury i przy okazji realizowanie gospodarki łowieckiej.....choć słonka ,raczej nie jest znaczącym gatunkiem łownym....
Na pierwsze polowanie zaprosił mnie właśnie Antoni...spotkaliśmy się kolo bagna około godziny 16...dużo za wcześnie ,ale oto chodziło wybraliśmy sobie stanowisko .Za siedzenie posłużyła nam zwalona wiatrem stara brzoza....usiedliśmy ....Antoni zapalił papierosa...oczywiście mojego....wyrywając filtr i zaczął znowu skarżyć się na panią Krysie....żonę....ze to mu juz papierosów palić nie daje....gorzałki tez....wnet Adasiu ,,Marysię’’ mi na złom odda....Antoni miał w zwyczaju nazywać przedmioty pierwszego użytku imionami......a bron...to dla niego...była zaraz po Żonie....jak była w pobliżu...tak mówił...a jak jej nie było....to przed ...przed...ehheh .bardzo lubiłem tego staruszka...wiele mnie nauczył ,nauczył mnie czytania lasu.....i zaraził ,,bagnem''
Sztucer natomiast nosił imię Alfred...hehhe......do dziś słyszę jeszcze jak po niego wpadałem na wspólne zasiadki.....Krysiu....dawaj Alfreda......i stawiaj wodę...myj słoiki...hehehh..
zaraz z Adasiem ci tu kupę mięsa zwleczemy......zobaczysz.....
Nasze wyjazdy zazwyczaj kończyły Sie tak ,że to ja cos strzelałem....Antoś
jak miał dzika....to za maleńki...Krysia ma większe garnki......jak łanie albo kozę......to znowu ze ....palec mu się nie zgina do mamusiek..........Ja wiedziałem ze on cieszy sie jednak z tego że jest ,jest ,poluje,...on przepolował cale swoje życie...i na rozkładzie miał wiele medalowych odyńców trochę byków...i setki kozłów......
Kiedyś siedzieliśmy ..na ściernisku kukurydzy i na Antka wysypała sie watacha dzików.......i zaczęła buchtować mu pod wysiadką......patrzę na to całe wydarzenie...i cieszę oko w oczekiwaniu na strzał......juz nawet obstawiliśmy z Szymonem...którego to Antoni za chwilę powali ze swojego Alfreda.....patrzymy tak i czekamy w napięciu aż tu nagle widzimy jak staruszek rzuca w watache swoim gumiakiem.....po chwili drugim.....watacha rozprysła się momentalnie......my w śmiech...Antek cos tam jeszcze pokrzykuje.....po polowaniu...hehhe....idziemy do niego ,juz złazi bosy z wysiadki....pytamy powstrzymując śmiech co sie stalo...???????????????...
A..nic...co sie miało stać...odpowiada Antoś....te cholery chciały mnie wywalić z ta ambona...a na dodatek....ja ,,se wzil.’..nie te naboje.......oj maja szczęście świńskie pomioty.....i wyciąga z kieszeni dwie breneki...hehheh. Taki to był staruszek....przy mnie ...przez 6 lat naszej przyjaźni ,strzelił jednego kozła i lisa....który ścigał koźlaka.
Miejsca jakie mi pokazał ,rady jakie dał zamieniłem w niejeden sukces łowiecki..
Niestety w październiku 2008 roku Antoni odszedł do Krainy Wiecznych Łowów .Cicho i nagle ,nawet nie z darzyłem śie z nim pożegnać .Ale tak naprawdę jest on ciągle w moim sercu i tam na Bagnie…siedzi sobie na zwalonej sosnie i czeka na mnie….
Kilka miesięcy po nim odeszła też pani Krysia..... Ona zawsze mówiła ze ...,,przecie on se sam nigdzie nie poradzi...to taka niezguła...'' Pewnie SA tam teraz razem ,pewnie ANTOŚ nosi jej wielkie kupy mięsa...a ona zaprawia to w słoiki....i karmi tymi rarytasami anioły........
DARZ BÓR PRZYJACIELU
.....
P.S Na tamtym pierwszym polowaniu z Antkiem ,nie strzeliłem słonki ,bo wyczułem ze strzałem przekreślę sobie początek prawdziwej przyjaźni a wiele mnie kosztowało powstrzymanie sie od tego....miałem 20 lat....myśliwym byłem od kilku miesięcy...Wiec wiecie......pasja ,pasja ,i jeszcze raz pasja......Moja Kochaną Żonkę ,też zamiast do kawiarni ,czy na zabawę ,na pierwsza randkę zabrałem ...do lasu....na słonki...i powiem wam w sekrecie...ze wtedy własnie chyba zdobyłem jej serce.....Do dziś zastanawiam się czy Ona ..pokochała ...las...czy mnie.????...Przy niej raz tylko strzeliłem....Ptak spadł .....Podbiegła ...podniosła{aporter}..hehe......Wzięła do rączki i powiedziała ..,,..JAKAŚ TY ŚLICZNA PTASZYNO.’’...i to była moja ostatnia słonka.....Choć chodziłem prawie codziennie...składałem się ,prowadziłem...ale kiedy przyszło mi zgiąć palec...zawsze słyszałem Iwonę ,,jakaś ty śliczna ptaszyno’....I za cholerę nie mogłem zgiąć tego palca....i dobrze .Dziękuje Ci Iwona…..
Jeśli macie możliwość....to stańcie w kwietniu w pobliżu olszowego mokrego lasu a na pewno ja zobaczycie ja,lub usłyszycie jej ,psiep ,psiep........kwork ,kwork. A na pewno was zaczaruje...ta czarodziejka wiosennego lasu.

DARZ BÓR


DLA CIEBIE ANTOŚ………I TWOJEJ WSPANIALEJ ŻONY KRYSTYNY….spijcie sobie w spokoju………….Świat bez was nie jest już taki sam

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

37
ELDORADO

Mam takie miejsce na ziemi które w pełni zasługuje na taką nazwę.Przeżyłem tam wiele sukcesów i porażek łowieckich.Tam postawiłem swój pierwszy krok,jako myśliwy pełną gębą hehe.Przez te wszystkie lata mógłbym na palcach policzyć puste wyjścia.nie sposób opisać tu wszystkie ciekawe przygody związane z tym miejscem bo jest ich za dużo po prostu,opisze tu kilka ,zupełnie przypadkowych spotkań ze zwierzyną nie zawsze kończących się strzałem.W myśl zasady mojego nie żyjącego przyjaciela,,ZWIERZ WIDZIANY POLOWANIE UDANE''.Miejsce to dla mnie jest najpiękniejsze na świecie,ten las do którego powcinały się pola i łąki i moja rzeka ,mosty,kładki a co najważniejsze las ten jest pełen życia o każdej porze roku...to jest po prostu moje eldorado i staram się spędzać tam tyle czasu ile tylko mogę.

Wstałem około 3 nad ranem,po cichutku wymknąłem się z domu żeby nie budzić domowników,gwizdnąłem na Damę i poszliśmy w kierunku rzeki.Koniec sierpnia,w kieszeni odstrzały na kaczki i kozła,na plecach moja Siejka w torbie lunetka i kilka brenek tak na wszelki wypadek.....Uwielbiam takie poranki,kiedy idę ze swoją najlepsza przyjaciółka Damą na polowanie,czuje wtedy ten napływ energii,i taki błogi spokój w sercu.....ta cisza,te świerszcze grające gdzieś w trawie,głos spłoszonej czajki szykującej się do odlotu...cudnie.Zawsze planowałem każde wyjście,lecz po wyjściu z domu te plany padały i szedłem tam gdzie mnie nogi niosły i to było najfajniejsze..he heh
Minęliśmy już dawno ostatnie zabudowanie wsi i kierowaliśmy się wzdłuż rzeki w kierunku lasu...zaczęło świtać,słonko powoli wdrapywało się na niebo nad lasem,wstawał nowy dzień.Dama grzecznie maszeruje mi przy nodze co jakiś czas zerka na mnie ,rozumiemy się bez słów..wiemy co mamy robić...po prostu iść na spotkanie przygodzie.Wiatr miałem idealny,wiało od lasu,zbliżaliśmy się powoli do mostu wiec zrobiłem się troszkę ostrożniejszy i załadowałem siejke śrutem nr 2 spodziewałem się kaczuszek koło mostu...i tak było dwa szybkie strzały i dwa zielono- głowe kaczory spadły na łąkę za mostem.Dama posłusznie przyniosła oba ptaki,usiadła przepisowo i patrzyła na mnie z taką miłością jakby chciała mi powiedzieć ,,mój ty bohaterze'' he he.Kaczorki powiesiłem pod mostem żeby ich nie nosić i poszliśmy dalej..w kierunku następnego zakola rzeki.siejka znowu nabita śrutem....ciche podejście......i bach ,bach.....jedna kaczka spadła a druga się uparła i odleciała.
Czasem niektóre z nich sa takie uparte i nie chcą spaść po strzale..hahahha, na szczęście niema ich zbyt wiele tak co trzecia,hehehhe
podnieśliśmy tą mniej uparta kaczkę i ruszyłem dalej.kiedy dochodziliśmy do kępy wierzb,Dama zjeżyła serść na grzbiecie i zaczęła ściągać w kierunku kępy...znalem jej zwyczaje...to musi być kot,lis,albo jenot.....szepnolem jej tylko daj......i już po chwili piękny mikita leżał już dociążony wiązką śrutu nr 2 .Dama jak przystało na legawca,sierści nie aportowała....wiec sam sobie go zaaportowałem...znaleźliśmy mu ładne zacienione miejsce i powiesiliśmy go na gałęzi w towarzystwie kaczki....na którą być może polował przed chwila,a teraz na jednej gałęzi sobie wiszą..hahah....ironia losu,co?Siadłem pod krzaczkiem na którym wisiały moje trofea i zjadłem śniadanko,syty i szczęśliwy z pięknego dnia ruszyłem w dalsza drogę....do południa ustrzeliłem jeszcze trzy kaczki.....zmęczony ale szczęśliwy wróciłem do domu.
....Polowa września .....z Kubusiem na ramieniu wchodzę do lasu od strony rzeki,kieruje sie na ambonę zwaną na ,,GÓRCE'' zaczyna siąpić drobny deszczyk wiec przyspieszam troszeczkę żeby mniej zmoknąć,i prawie wlazę na chmarę jeleni, Kubuś załadowany...kiedy ostatnia sztuka przechodzi przez drogę posyłam kule bykowi.Bach,potężna rakieta i byk leży w ogniu.Piękny stary ósmak....Nie mija tydzień i ide ta sama drogą,z daleka słyszę dziki,prawdopodobnie są pod ambona,były jakieś 150 m na lewo ode mnie,nie widziałem ich ale po glosie wnioskowałem ze tak właśnie jest,przytuliłem sie do starego buka i czekałem...minęła jakaś chwila kiedy za plecami usłyszałem trzask złamanej gałęzi...obracam sie ...i widzę ogromny łeb starego odyńca jakieś dwadzieścia metrów ode mnie,czuje na sobie jego wzrok,podnoszę bron,zwierz zalewa mi lunetę...strzelam pod,bach....dzik rusza ostro,w kierunku łąk...idę na miejsce strzału,ani kropli farby,nic???W końcu jest,znajduje moja kule,kulę która powinna teraz grzecznie siedzieć w martwym ciele dzika,ale nie,ona wolała siedzieć w młodej brzózce a co tam tez dobrze..hehehe.....czyste pudło.Tego dzika ,prawdopodobnie tego bo prawie w tym samym miejscu strzelił mój przyjaciel jakiś miesiąc po tym zdarzeniu.Ważył po wypatroszeniu 188kg jego oręż wyceniono na srebrny medal...co za pech.Ale takie jest właśnie łowiectwo jak mawiał Antoś..,,Ciężki kawal chleba,ale pewny'' hahaha
Zima....
Kiedy po kilkugodzinnej zasiadce na ,,górce'' tylna cześć mojego ciała zaczęła odczuwać przerażająca potrzebę uwolnienia ,wczorajszej kolacji.Pospiesznie udałem się w ustronne miejsce w celach czysto psychofizycznych hehe
po zakończeniu całej tej wątpliwej przyjemności[bylo tylko minus 12]szczęśliwy i lżejszy wracałem na ambonę usłyszałem bekniecie łani....na lakach była chmara ok 30stu sztuk....Kubus do oka,bach lania wali sie w ogniu,drugi strzał następna...chmara zatrzymała sie Jeszce na chwilkę na skraju lasu skąd św.Hubert pozwolił mi wyjąc Jeszce ociągającego sie szpicaka.Tryplet do jeleni to nie lada wyczyn.Takie to jest właśnie moje eldorado,mam tu swoje sukcesy i upadki nie licząc tych z ambon..ehhehe.Z ambony na górce strzeliłem kilka jeleni byków,wiele lań i cieląt,kilkanaście dzików,lisów i jenotów nie liczę.....Każda sztuka ma swoja historie i każdą pamiętam i nosze w sercu,czasem jak zasypiam widzę jak przesuwają mi się przed oczyma te wszystkie sceny z polowań na tej właśnie ambonie,i to jest najcenniejsze w łowiectwie że oprócz namacalnych dowodów w postaci trofeów mamy wspaniale wspomnienia,których nikt nigdy nam nie zabierze...
Każdy ma na ziemi takie swoje eldorado,za którym tęskni,i czuje sie tylko wtedy dobrze jak do niego wraca aby sie wyciszyć i uspokoić skołatane życiem nerwy.

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

40
Terka pisze:Pięknie napisane, naprawę. Masz rację, tych wspomnień nikt Ci nie odbierze. Czasem takie wspomnienia potrafią pomóc przetrwać trudne chwile (których Ci nie życzę).
Czekam na jeszcze i jeszcze... ,a cha, zmieniłeś trochę styl. Jakoś brakuje mi tych kropeczek. Sorki, to nie uwaga, naprawdę mi się podobały :)
Kropki wprowadzały ten nastrój taki magiczny ;p
YouTube: youtube.com/thehunterpolska

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links

Re: Z MOJEGO PAMIETNIKA.

41
MOJE PIĘĆ MINUT........


Dzień zaczął się jak każdy inny....normalnie,szykowanie kanapek,kawa do termosu..sprawdzenie czy wszystko spakowane...pogoda idealna na polowanie,zresztą na polowanie niema zlej pogody..jest dobra ..albo bardzo dobra.Zbiórka w stałym miejscu pod wiata......jest nas jakieś 30 osób łącznie z naganką....nieźle.....jest kilka piesków......no normalna zbiorówka.....Kilka słów Prowadzącego o bezpieczeństwie,i rodzaju zwierzyny na która polujemy,losowanie kartek......wylosowałem wtedy siódemkę......nie wiem,nie jestem przesadny...ale wtedy ..pomyślałem sobie że to dobry numer.........tak jakoś.....Pierwsze pędzenie braliśmy już tradycyjnie,na dębach......stanąłem na stanowisku,rozłożyłem krzesło..kniejówkę oparłem o sosnę...i zacząłem sie rozglądać...kiwnąłem na Genia...że już stoję...Las piękny..lekka ponowa,i ta cisza,cisza że słyszy sie własne myśli...Naganka miała spory kawałek do pokonania braliśmy 2 oddziały.....usiadłem na krześle,załadowałem broń śrutem i kulą...czekamy.Wreszcie słuchać trąbkę...naganka ruszyła....Geniu widzę az wstał z stołka i już się gotuje do walki z rogatym najeźdźca...hehe...strasznie lubię tego chłopa.....jest po prostu debeściar.....śmieszek i żartowniś...potrafi się śmiać nawet z siebie....a to rzadkość.....z drugiej strony...Michał młody adept łowiectwa....nerwowo kreci się na stanowisku.....hehehe....pamiętam te pierwsze polowania.....jego nowy kapelusz aż razi w oczy tymi wszystkimi blaszkami i breloczkami.....tez myślę ze będzie z niego dobry nemrod,tradycje już ma ....cala jego rodzina poluje......słychać pokrzykiwania naganki.....wreszcie ...szczekniecie psa,najpierw pojedyncze potem już kilka naraz...pewnie osadziły dziki........i w tej właśnie chwili widzę kontem oka jak Michał przywiera do drzewa i podnosi bron.......po chwili widzę już ładny pociąg dzików przecina drogę....i tuz za nią Michał kładzie spora lochę.......Brawo...słyszę Jeszce kilka strzałów na flance.....naganka po chwili wychodzi na drogę ...koniec pędzenia........w tym miocie padły dwa dziki...i łania.
Następne pędzenie było zupełnie ciche nikt nic nie widział ani nie słyszał....takie tez czasem są.........
Jako czwarte bierzemy 111 oddział...każdy wie ze to ostoja jeleni,i już łowczy lata i gada ze strzelamy byki według wypisanych odstrzałów plus szpicaki.......można bez......każdy z nas miał odstrzał na byka ,przynajmniej jednego.......stanowisko dobre.....sąsiadów mogłem sobie tylko wymarzyć....Michał.....i Jacek.......obaj młodzi ......z dwu letnim stażem.....ehhehe......wiec byki moje.....Przed sobą gesty młodnik....za.............rzadka drągowina,warunki idealne....cisza spokój....wiatr w twarz.....no aż w to nie wierzyłem......myślę sobie ...za co?....za co?...Hubercie?.....wreszcie słyszę ...trąbka...ruszyli....
Bron nerwowo ściskana w garści....w lufach breneka i kula.......coś się święci...heheh.....czułem to wtedy tak samo jak teraz kiedy to pisze...te emocje...te myśli...chwile po ruszeniu naganki padły pierwsze strzały gdzieś z lewej......a wiec jelenie wyszły z miotu........bach,bach.....następne dwa........i wtedy tuz przed sobą usłyszałem łamanie w młodniku.....i zobaczyłem trzy byki z położonymi na plecach wieńcami idące wprost na mnie.....byki przesadziły drogę....obróciłem się szybko...i złapałem pierwszego w lunetę....i bach.....leży.....szukam drugiego.....jest cały zalewa mi lunetę.....posyłam mu kule....nie wiadomo gdzie........i widzę ze zaczyna zwalniać by po chwili paść na bok.......wiec dublet......serce rozpiera mi radość......dwa ósmaki potężne stare byki leżą w odległości niespełna dwudziestu metrów od siebie..............szok.
W tylko tym pędzeniu padło sześc byków......w tym moje dwa.......był to ostatni miot.......i wyobraźcie sobie że nie bylem królem......Janek strzelił też dwa byki,i dzika......ale dla mnie było to najpiękniejsze polowanie zbiorowe w życiu..........pierwszy byk ważył 135 kg po wypatroszeniu a wieniec 4,600..........dostał w nasadę karku......Drugi...ważył 142 kg...a wieniec 5,350...kula przebiła u oba płuca........oba ósmaki........To było moje pięć minut w łowiectwie..ehhehe.....darz bór

W ostatnim miocie ..........sam padłem na boku.....hihihihihihi

Adam

Link:
BBcode:
HTML:
Hide post links
Show post links
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dyskusja”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

cron